środa, 11 grudnia 2019

Nie dam się pokroić za to co wiem dziś

Wielokrotnie doświadczyłem tego, że poznając nowe dokumenty i materiały historyczne musiałem zweryfikować swoje dotychczasową wiedzę i przyznać się do tego, że błądziłem. Nie jestem wszechwiedzący. Nie jestem historykiem, który kurczowo wierzy w to co wie. Nie przywiązuję się do tego co wiem, bo czasami trzeba się z dotychczasową wiedzą pożegnać. Brak przywiązania powoduje, że mniej boli taka zmiana.

Nie dam się pokroić za to co wiem dziś.
Jestem ciekawy jutra i nowych informacji.
Życie zaskakuje.
Nie żyję, by oddać życie dla dotychczasowej wiedzy.

"nim Bogu duszę dasz to najpierw stań i swą ideę dobrze sprawdź" - Georges Brassens

wtorek, 10 grudnia 2019

Po co ta polityka historyczna?

Wszystko co robimy, co mówimy jest falą, która wędruje w kosmos. Skoro umiemy wysyłać i odbierać za pomocą fal obrazy i muzykę to w przyszłości nauczymy się tworzyć takie odbiorniki, które wychwycą fale tego co robiliśmy i mówiliśmy. Odtworzymy zaginione utwory muzyczne wielkich mistrzów. Odtworzymy księgi, które spłonęły. Odtworzymy to co mówił Witkacy, Goethe, Hitler, św.Franciszek z Asyżu, Baal Szem Tow i Bolesław Chrobry. Odtworzymy też wydarzenia. Będziemy wiedzieć jak to było w czasie wojen krzyżowych, czy Luter przybił czy nie przybił na drzwiach kościoła swoje tezy, obejrzymy na wirtualnym ekranie ostatni lot generała Sikorskiego i śmierć Ludwika II Jagiellończyka w bitwie pod Mohaczem oraz kto podpalił stodołę w Jedwabnem. Wszystko stanie się prawdą. Wszystko stanie się jawne.
...no chyba, że mający władzę nad tymi urządzeniami zaanimują hologramem Stalina, Leonarda da Vinci czy Pana Wołodyjowskiego by mówili co będzie ważne dla realizacji ich polityki.

"Co to jest prawda?" - Poncjusz Piłat


niedziela, 15 września 2019

Przysłowia

Cierpienie na pewno nie uszlachetnia
A to co mnie nie zabije to mnie osłabi

...nie ma co się łudzić i okłamywać.


sobota, 20 lipca 2019

W oczekiwaniu na królestwo (sen)

Śniło mi się, że moim zadaniem było zamknąć o określonej godzinie wielki gmach przypominający teatr czy operę w którym we foyer i na schodach było wiele grupek ludzi, które trzymały się w swoim towarzystwie. Nikt z nich nie zwracał uwagę na to co działo się na widowni i to, że na tej widowni dawno skończył się spektakl i wszyscy widzowie już wyszli. Natomiast ci „maruderzy” wciąż siedzieli we foyer i dobrze się czuli w swoim towarzystwie rozprawiając o sprawach natury teologicznej. Poszczególne grupki nie chciały mieć nic wspólnego z sobą. Rozpoznawałem wszystkich którzy tam byli. W każdej z grupek ludzi byli z różnych protestanckich kościołów ewangelikalnych, które znam. Podchodziłem do nich i na początku spokojnie informowałem, że czas opuszczenia gmachu dawno minął i mają wyjść. Byłem zupełnie ignorowany. W końcu podniesionym głosem nakazywałem im opuszczenie gmachu. Także byłem ignorowany. Dawali mi do zrozumienia, że nie ma we mnie pokory, że oni wiedzą lepiej kiedy opuścić ten gmach i co będą robić. Na końcu podeszła do mnie pewna znajoma i z wielkim wyrzutem zwróciła mi uwagę, jak mogę zwracać im wszystkim uwagę, że to niegrzeczne i mam przestać. Ja na to odpowiedziałem, że oni wszyscy już godzinę temu mieli opuścić gmach i miałem godzinę temu zamknąć go na klucz. Przez chwilę miałem wyrzuty sumienia, że źle postępuję i powinienem ich posłuchać ale potem wstrząsnęła mną jedna myśl. W tej myśli zobaczyłem, że ci ludzie kiedyś czekali na Królestwo Niebieskie a dziś zajmują się zupełnie innymi rzeczami a idei królestwa już nikt nie traktuje poważnie. Wydaje im się, że jak wróci Król to jak w baśniach będzie sielanka, oni zatryumfują i nie będą musieli nikogo słuchać ani nic drastycznie w sobie zmieniać. Wtedy rozwiane zostaną wszystkie wątpliwości i wszyscy będą ze sobą współpracować. Będą działać w jednym duchu i jednej myśli ale ten duch i myśl to będzie właśnie to co oni uważali za słuszne. Przeraziłem się, że grupy i ludzie, którzy są przekonani o swej nieomylności i prawdzie nie da się poprowadzić zgodnie z ideą Króla, który jest dla nich jak bajka. Oni już mają własne pomysły, koncepcje i wizje tego co nazywają "Królestwem Niebieskim". Każda z grupek dokładnie już wie co i jak będzie. Każda z grupek jest święcie przekonana o swej słuszności. Pomyślałem, że Król będzie współpracował z tymi, którzy przyjmą bez dyskusji zaskakujące rozkazy do wykonania. Którzy będą robić nie to co im się wydawało ale jak wojsko zaufają dowódcy. Król nie będzie dyskutował z nimi, nie będzie prowadził debat by przekonać demokratycznie o swych racjach. Król nawet do nich się nie zbliży, bo swój czas przeznaczy na tych, którzy bez słowa wstaną i pójdą, którzy od godziny są poza gmachem.

Zatem pytanie kim byli ci, którzy byli na spektaklu jako aktorzy i widzowie i gdzie są od godziny?


"Jeśli jakieś królestwo jest wewnętrznie skłócone, takie królestwo nie może się ostać."
Ewangelia Marka 3:24

poniedziałek, 27 maja 2019

Błądzenie moje było ludzkie

Na cmentarzu żydowskim w Bielsku-Białej zachował się fragment nagrobka Ozjasza Schmelza (zmarł ok. 1916) na którym znajduje się następująca inskrypcja: „Kamień świadkiem, obwieszczającym prawość człowieka. Niemądry to zwyczaj, z przesadą połączony. Wielu poszukuje sensu życia i staje przed nierozwiązalną zagadką. Stąd moja decyzja: Tylko moje usta niech oznajmiają, co we mnie było godne pochwały, nigdy obce. Mimo, że jako istota z krwi i kości błądziłem, Bóg dał mi serce czyste. Błądzenie moje było ludzkie – przesadzając, brałem wiele spraw zupełnie błahych za ważne i istotne. Pragnienia mego serca ziściły się tylko rzadko i w niewielkim zakresie. Wdzięczny za dobro, godziłem się, chwaląc Boga, także ze złem. Jaki był sens mego życia? Próbą odpowiedzi byłyby jałowe rozmyślania. U kresu swoich dni duch mój spodziewa się tam, u góry, zgłębić tajemnicę i uchylić zasłonę!”.



Bardzo to symboliczne. Nie zachowała się górna cześć nagrobka z imieniem, nazwiskiem i datą zgonu. Ale jest filozoficzna opowieść o tym co ten człowiek sądził o sensie swojego życia. Gdyby nie zachowana przedwojenna księga pochówków, nikt by nie wiedział kto jest pochowany pod tym kamieniem. Pamięć odchodzi. Kto dziś pamięta kim był Ozjasz Schmelz, czym się zajmował, ile lat żył, czy miał rodzinę, co zrobił dla siebie, innych, miasta, regionu i świata? Jak zmienił świat? Czy w ogóle jakiś ślad tej zmiany został do dzisiejszego dnia? Nie wiemy. Ludzie odchodzą nie pozostawiając nawet takich śladów jak Ozjasz. Jesteśmy jak płomień świecy i za chwilę znikamy. Dlaczego o tym piszę. Im dłużej patrzę na to jak wiele ludzie ma energię by spierać się o sprawy polityczne czy religijne tym bardziej przypomina mi się Ozjasz i inni anonimowi, po których nie pozostał ślad a żyli jeszcze na przykład 70 lat temu. Jesteśmy bardzo krótkowzroczni. Obchodzimy 100 lecie odzyskania niepodległości przez Polskę. A 100 lat temu dla wielu ludzi w Bielsku świat się walił bo kończyła się 400 letnia stabilność monarchii Habsburgów. Dla innych świat się na nowo rodził i byli pełni energii i sił by tworzyć nowe. Dziś jesteśmy ślepi podobnie jak nasi przodkowie. Królestwa przychodzą i odchodzą. Imperia przychodzą i odchodzą. Cywilizacje się rodzą i umierają. Przyjdzie też czas na cywilizację europejską taką jak znamy od czasów średniowiecza. Demograficznie nie wytrzymamy ani z zalewającymi Europę Arabami ani z Azjatami ze wschodu. To są miliony z południa i miliardy ze wschodu. Nie piszę tego by mówić, że to dobrze czy źle. Tak po prostu jest. Stara Europa odchodzi. Czy islam przejmie pełnię władzy na starym kontynencie? Nie wiem. Był czas gdy islam był motorem rozwoju sztuki, filozofii i medycyny. Może będzie religijnie radykalny a może fanatyzm się zatrzyma i gdy już nie będzie kogo nawracać okrzepnie i przeniknie do niego liberalizm? Może za 200 lat nie będzie już śladu po naszych cmentarzach, stadionach, bibliotekach, pomnikach i miejscach kultu bo przyjdzie nowa cywilizacja ze swoją religią. Nie zostanie nawet kawałek kamienia jak po Ozjaszu. A może cywilizacja azjatycka wyprze arabską z Europy, kto wie jak potem się wszystko potoczy. Może zamkną pamięć o nas w muzeach lub wszystko zostanie zaorane bezpamiętnie.



Czy w związku z tym walka i troska o cokolwiek związanego z naszym otoczeniem, miastem, państwem czy regionem ma jakikolwiek sens? Nie ma. Ale póki w naszych sercach mamy wyłączoną perspektywę setek lat i chcemy zapewnić to co najlepsze dla naszych dzieci to będziemy się spierać o „prawdę najmojszą”. Mamy wszak tyle energii by tracić ją na wzajemne kłótnie, że nie wzniesiemy symbolicznych piramid, które by stały pomimo tego, że naszej cywilizacji nie będzie. Nasze języki zostały pomieszane przy budowie tej wieży Babel.



Chrześcijanie mi przypomną, że wierzą w „koniec świata” w powtórne przyjście Chrystusa i do niczego takiego nie dojdzie o czym piszę. Pierwsi chrześcijanie też wierzyli w to, że Chrystus powróci za ich życia. Od tamtego czasu minęło 2 tys. lat. A co by było gdyby chrześcijanie sobie wyobrazili, że powtórne przyjście Chrystusa nastąpi w 4125 roku? A co by było gdyby ludzie sobie uświadomili, że będą żyć na planecie Ziemi tak długo aż Słońce przestanie świecić? Że niemożliwe?

Może.



Nie ma w nas wrodzonej odpowiedzialności za siebie i za Ziemię – a to było przykazanie w raju dla Adama i Ewy. Czynienie sobie Ziemi poddanej to nie eksploatacja ale troska o poddanych niczym dobry król. Cytat: „Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną; panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które się poruszają po ziemi!” Czy udało się człowiekowi panować nad rybami i ptakami? Czy ryby i ptaki w ogóle reagują na nasz głos? Nie. Zatem jest to warunek. Czynić sobie poddaną to znaczy panować nad rybami i ptakami. Co znaczy panować? Mieć wpływ, móc wydawać rozkaz który będzie wykonany. Czy ryby i ptaki nas słuchają? Nie nauczyliśmy się ich mowy. A może tu chodzi o to, że jeśli zachowamy wody tak, by w nich żyły ryby i powietrze oraz drzewa, by w nich żyły ptaki to wtedy róbmy co chcemy z planetą. Wtedy jej nie zniszczymy zachowując zawsze przy życiu ryby i ptaki.



I po co ja to wszystko piszę? Bo sam często błądzę i często zadaję sobie pytanie co tak naprawdę jest ważne. Wiem, że po 100 latach kulturowe i te drobne materialne rzeczy, które wypracowałem znikną i zamienią się w pył. A dziś? Błądzenie moje jest ludzkie – przesadzając, biorę wiele spraw zupełnie błahych za ważne i istotne. Pragnienia mego serca spełniają się tylko rzadko i w niewielkim zakresie.

Prześladuje mnie od dziecka świadomość własnej głupoty, braku wiedzy, braku umiejętności podejmowania dobrych decyzji, ciągłego życia w mgle niewiedzy co jest dobre a co złe. Staram się unikać błędów a wchodzę w nie jak zaczarowany.

Dziś ważna jest dla mnie prawda i piękno.

I słońce i zapach wiatru.

I brzęczenie pszczół.



Czasami w rodzinie, ludziach, otoczeniu, mojej wsi, regionie, państwie, przyrodzie, kulturze, sztuce, wierze dostrzegam prawdę i piękno. Temu poświęcę dalsze siły i życie, nawet jeśli po drodze przez niewiedzę zbłądzę i zrobię głupie rzeczy.

Coraz częściej wydaje mi się, że celem mojego życia nie jest napisanie kolejnych książek czy zarabianie pieniędzy ale nauczenie się radzenia z własnymi lękami i głupotą. Nie wiem czy mi się uda.

sobota, 25 maja 2019

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, Charles Chaplin

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, zrozumiałem, że zawsze i wszędzie jestem we właściwym momencie i we właściwym miejscu. Od tamtej pory mogłem być spokojny. Dziś wiem, że to się nazywa… Poczuciem własnej wartości.

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uświadomiłem sobie, że ból i cierpienie są tylko ostrzeżeniem dla mnie, bym nie żył wbrew własnej prawdzie. Dziś wiem, że to się nazywa… Autentyczność.

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, przestałem tęsknić za innym życiem i mogłem dostrzec, że wszystko wokół mnie to zaproszenie do rozwoju. Dziś wiem, że to się nazywa… Dojrzałość.

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, zrozumiałem, że narzucając innym moje pragnienia mogę ich urazić, tym bardziej jeśli wiem, że nie nadszedł odpowiedni czas, że ta osoba nie jest na to gotowa, nawet jeśli tą osobą byłem ja sam. Dziś wiem, że to się nazywa… Szacunek.

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uwolniłem się od tego wszystkiego, co nie było dla mnie dobre. Od potraw, ludzi, przedmiotów, sytuacji i od wszystkiego, co wciąż odciągało mnie ode mnie samego. Na początku nazywałem to „zdrowym egoizmem”. Ale dziś wiem, że to… Miłość do samego siebie.

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, przestałem tracić czas i tworzyć wielkie plany na przyszłość. Dziś robię tylko to, co sprawia mi radość i przyjemność, co kocham i co sprawia, że moje serce się uśmiecha. I robię to na mój sposób i we własnym tempie. Dziś wiem, że to się nazywa… Prostota.

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, przestałem chcieć mieć zawsze rację. Dzięki temu rzadziej się myliłem. Dziś wiem, że to się nazywa… Pokora.

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, przestałem żyć przeszłością i zamartwiać się o przyszłość. Teraz żyję chwilą, w której dzieje się WSZYSTKO. Żyję więc teraz każdym dniem i nazywam to… Spełnieniem.

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uświadomiłem sobie, że mój umysł może działać przeciwko mnie. Kiedy jednak działa razem z sercem zyskuję ważnego sojusznika. Dziś nazywam to… Życiem!

Autor (ponoć): Charles Chaplin

czwartek, 23 maja 2019

Błędy

(...) Że we własnym życiu nie wolno poddawać się rozpaczy z powodu naszych błędów i grzechów, ponieważ przeszłość nie jest zamknięta i otrzymuje sens nadany jej przez nasze późniejsze czyny.

Czesław Miłosz "Czego nauczyłem się od Jeanne Hersch?"

Dopełnienie


Ta strona
zwrócona jest do ludzi
i choć jest zatarta
zmienna fałszowana
daje wyobrażenie
o moim kształcie

strona druga
której nie zna nikt
która nigdy nie ujrzy
światła dziennego
której do śmierci i po śmierci
nie dotkną inni ludzie

ta druga strona
znana tylko mnie
żyje w ukryciu
ale wpływa na stronę
jawną

i przez nią styka się z ludźmi

którzy
zdumieni
którzy ubawieni
którzy przerażeni
wołają
skąd to się wzięło u niego
to jest niepodobne do niego

to zupełnie inny człowiek
w znanym wizerunku
ujawnił się rys nowy dwuznaczny
zaskoczył
i dopełnił


Tadeusz Różewicz, z tomu "Rozmowa z księciem" 1960

Potop i obraz

Intensywne opady deszczu doprowadziły do stanu alarmu powodziowego. I myślałem o tym, że Pan Bóg rozczarował się człowiekiem w czasach Noego i zesłał potop by człowieka zatopić. A potem człowiek rozczarował się Panem Bogiem, że nie ingeruje gdy człowiek cierpi i utopił Boga usuwając go z życia. I co dalej?

* * *

"Czy wolno płacić podatek Cezarowi, czy nie? Jezus przejrzał ich przewrotność i rzekł: Czemu Mnie wystawiacie na próbę, obłudnicy? Pokażcie Mi monetę podatkową! Przynieśli Mu denara. On ich zapytał: Czyj jest ten obraz i napis? Odpowiedzieli: Cezara. Wówczas rzekł do nich: Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga" (Mt 22, 15-21).

- Cezarowi to wiadomo ile bo wysokość podatków jest określona.
- A co należy do Boga?
- A może to nie jest przypowieść o płaceniu podatków, tylko o tym, że coś należy do Boga?


poniedziałek, 13 maja 2019

Franz Ruppert „Symbioza i autonomia” - TRAUMA

„Z teorii traumy wiadomo, że ludzie, którzy przeszli doświadczenie traumy, nie potrafią wchodzić w zdrowe, nieobciążone relacje z innymi ludźmi, ponieważ przez to, co przeszli, stracili kontakt ze sobą i z tego powodu nie potrafią właściwie pojmować świata zewnętrznego. Oglądają otoczenie przez krzywe zwierciadło swego wnętrza, zwierciadło, które wytworzyła trauma. Przeżycie ekstremalnego lęku pozostawia ślad pamięciowy, który utrudnia budowę zdrowych relacji. Te skrajnie negatywne skutki traumy szczególnie dotyczą bliskich relacji emocjonalnych. Wczesne doświadczenia traumy odciskają się tak głęboko w duszy człowieka, że często prowadzą do odnawiania w dalszym życiu tego samego wzorca przeżywania emocjonalnie ważnych relacji (tzn. np. że ktoś, kto kogoś ważnego wcześnie stracił będzie później doprowadzał do takich sytuacji żeby ważni dla niego ludzie go porzucali). Kiedy doświadczamy traumy to nasza psychika się rozszczepia, czyli rozdziela, na część straumatyzowaną (tą, która czuje ból, cierpienie, rozpacz, lęk tak silne, że aż zagrażające życiu), i część, która służy przetrwaniu. Te części straumatyzowane są stałym źródłem niepokoju w psychice człowieka. One się nie starzeją i nie dojrzewają, pozostają na tym poziomie na którym były kiedy wydarzyła się trauma. Żyją jakby w więzieniu duszy, zamrożone ale wciąż żywe. Ratujące życie mechanizmy obronne, które spontanicznie i samoczynnie uruchamiają się w sytuacji traumy, stają się jednak w dłuższej perspektywie groźne dla życia, ponieważ blokują rozwój fizyczny, emocjonalny i duchowy. Powodują, że człowiek nie chce pamiętać o traumie, zaprzecza temu, żeby traumatyczne wydarzenia miały na niego wpływ, przyczyn problemów i konfliktów nie szuka w przeszłości, lecz w teraźniejszości. Te części służące przetrwaniu stają się uparte, niedostępne i zamknięte – nie maja odwagi spróbować czegoś nowego. Znieczulenie emocjonalne, które stanowi główny mechanizm wyparcia traumy, wyłącza nie tylko zagrażające życiu uczucia, lecz ogranicza również radość życia. Dlatego części służące przetrwaniu szukają namiastki pozytywnych doznań – repertuar jest tu bogaty - od nadużywania alkoholu, lekomanii aż do uzależnienia od seksu. W ten sposób człowiek próbuje wyrwać się z więzienia własnej obojętności, przynajmniej na jakiś czas. Człowiek po traumie nie rozumie, że to właśnie z powodu traumy ma negatywny obraz świata. Traumy wytwarzają poczucie bezsilności i bezradności. Niszczą pewność siebie i przekonanie, ze można decydować o własnym życiu. Części służące przetrwaniu żyją w ciągłym stresie. Usztywniają ciało i myślenie. Trudno z nimi dyskutować. Bronią swojego stanowiska pryncypialnie, są dogmatyczne, zawsze znajdują jakieś „tak, ale…”, łatwo się obrażają. Z powodu doświadczenia traumatycznego świat staje się nieobliczalny, inni ludzie niezrozumiali, a ich zachowania nieprzewidywalne. Człowiek sam dla siebie staję się zagadką. Dopóki działamy z poziomu części służących przetrwaniu, nie tolerujemy i nie potrafimy przyjąć najmniejszej krytyki. Zamykamy się coraz bardziej. Szansa na zmianę leży w uaktywnieniu zdrowych części osobowości.”